2015-10-21

Żywioł


Gdy płaciłam za zakupy, Aeria spoglądała na mnie nerwowo, jak gdyby tylko czekała na pretekst, żeby zacząć uciekać. Parę minut wcześniej Walter patrzał na mnie w podobny sposób.
- Eee... Wszystko w porządku? Wyglądasz na nieco rozdrażnioną.
- Tak. Po prostu wstałam lewą nogą i tyle.
- N-no dobrze. Uważaj na siebie.
- Dzięki... - warknęłam odbierając torbę z zakupami.
Chciałam ruszać do Manusa, by zrealizować parę stałych recept, gdy z okna wychylił się dyrektor:
- O, Denn. A już miałem sowę wysyłać. Wejdź na chwilę.
Wchodząc do jego gabinetu, zauważyłam typową dla niego, leżącą na biurku stertę nieprzejrzanych papierów, niesprawdzonych prac uczniów, nieprzeczytanych listów, itp., itd.
- Pewnie na to nie wyglądam, ale martwię się o swoich podopiecznych. Ostatnio coraz więcej bandytów krąży wokół Dunbarton, a nie każdy uczeń mieszka wewnątrz murów miasta. Często wracają do domu po zmierzchu i niektórych już okradziono.
- A może wypadałoby się wreszcie ruszyć i coś samemu zrobić? Mam jeszcze parę miejsc do odwiedzenia.
- To skoro tak chodzisz i nic nie robisz, mam dla Ciebie nieco papierkowej roboty.
- Zapomnij...
- Coś Ty taka humorzasta?
- Jestem kobietą, mam do tego prawo.
Zaczął się szczerzyć z tym swoim szyderczym uśmieszkiem.
- Trudny okr-?
Nie zdążył dokończyć, ani nawet ochronić się Mana Shieldem, gdy strumień ładunku elektrycznego omiótł jego twarz. Jednak w tak krótkim czasie nie da się zebrać jakiejś znaczącej ilości energii, więc jedyne co udało mi się osiągnąć, to zdumienie dyrektora i nieład na jego głowie.
- Ty wiesz? Jakby nad tym popracować, to to może mieć niezłego kopa - powiedział, bezskutecznie próbując przygładzić włosy.
Nie mówiąc już nic po prostu wyszłam, trzaskając za sobą drzwiami. Gdy płaciłam Manusowi za zakupy, moje włosy nadal unosiły się z powodu zgromadzonego ładunku i co chwilę przeskakiwały między nimi iskry.

Po wyjściu z miasta udało mi się uspokoić na tyle, żeby nie świecić jak neonówka.
Nie zaszłam jednak daleko. W chwilę po wejściu na Osna Snail, znikąd pojawił się jakiś ciemny typ i zagrodził mi drogę. Po chwili, jak z podziemi, wyrośli wokół mnie jego koledzy. Słuchałam tylko, nie podnosząc wzroku.
- Cześć, słoneczko. Wiesz, że to niebezpiecznie tak samotnie wędrować? W każdej chwili ktoś mógłby Cię napaść.
Wokół dało się słyszeć szydercze chichoty, a moje włosy znowu zaczęły się unosić.
Największy, wyglądający na przywódcę zaczął się zbliżać.
- Jednak mam dobre serce. Jeśli oddasz co masz przy sobie, to obiecuję, że nic Ci nie zrobią.
Podszedł wreszcie wystarczająco blisko, by swoimi brudnymi łapskami ująć mój podbródek i skierować wzrok w swoją stronę.
Nie wytrzymałam. Zupełnie nie przejmując się brakiem wanda, potężną falą uderzeniową powaliłam dwóch archerów i impa, a przywódca upadł na tyłek i przez dobrych parę chwil wyglądał na oszołomionego. Rzuciłam parę iceboltów, pokonując w ten sposób drugiego impa i dwóch giantów.
Nad moją głową zaczął się formować fireball. Powoli skierowałam swój przepełniony płomieniami wzrok w stronę poważnie już przerażonego przywódcy.
- Nigdy... mnie... nie... dotykaj...
Kula płomieni trafiła tuż obok niego, wywołując potężna eksplozję i pozbawiając przytomności przeciwnika.
- Tsch... Pudło.
Niezadowolona z zakończenia walki wróciłam do domu, rozpakowałam torby i położyłam się spać.

Rano obudziła mnie sowa stukająca w okienko. Do nogi miała przywiązaną wiadomość, zawierającą tylko krótkie "Dzięki~ -Zail".
- A temu o co Chodzi?

4 komentarze:

  1. Chyba ostatnio ktoś miał problemy z fryzurą? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tja... Nawet nie wyobrażasz sobie, co taki ładunek potrafi zrobić z włosami... I to po obu stronach zaklęcia ;)

      Usuń
  2. hah, that was...
    ok, nie mogę znaleźć słów po angielsku, po polsku też nie, a japońskiego znam za mało, żeby to dobrze opisać. Równocześnie śmiałam się i utożsamiałam z Denn, to chyba jakaś pomyłka, niby co ja mam czuć?
    Dobra robota :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję~
      Cieszę się, że udało się aż tak trafnie ująć temat ;)

      Usuń