2015-10-05

Obowiązki


Zdarzają się czasem takie dni, że wszystkiego mamy już dość, a świat wydaje się nie być tak barwny jak dawniej. Wtedy bierze się parę dni wolnego, siada w jakimś ustronnym miejscu i próbuje wyciszyć.
…i nagle na kolana spada nam sowa.


- Ech? Te bezduszne stworzenia wszędzie Cię  znajdą… – spojrzałam na wycieńczoną sówkę, która miotała się w rękach, i aż mi się jej żal zrobiło – Musiałaś tu lecieć aż z Uladh, co? Co prawda nie wychodzi mi to jeszcze najlepiej, ale postaram się pomóc.
Zaczęłam coś nucić pod nosem, a w miejscu, gdzie siedziałam, zaczął się jarzyć zielony krąg. Sówka się nieco uspokoiła i mogłam odwiązać przymocowaną do jej nogi wiadomość.

Rozwinęłam zwitek papieru i rozpoznając charakter pisma zaczęłam niechętnie czytać.
„Nie myśl sobie, że jeśli masz wolne, to dam Ci spokój.
Skoro jesteś w Irii, to przejdziesz się w kilka miejsc
i zdobędziesz pewne materiały, które będą Ci potrzebne
do dalszych badań:
- Serce Sasquatcha
- woreczek kryształów
- nieco szmaragdowych rdzeni
- parę woreczków rudy Hillwenu
- po woreczku każdego z ziół


Tylko nie próbuj się wymigiwać!”


Gdy kończyłam czytać, sówka zaczęła radośnie pohukiwać i wzbiła się w powietrze by ruszyć w drogę powrotną.
- Proszę bardzo~ – zawołałam za nią, a spoglądając znowu na list, westchnęłam – Ładna lista, nie ma co…

Postanowiłam zacząć od najtrudniejszej części, więc skierowałam swoje kroki w stronę Shyllien. Po dotarciu na miejsce zamieniłam parę słów z ekologiem zajmującym się zmutowanymi zwierzętami. Jak by nie było, jest to swojego rodzaju rezerwat przyrody, więc legalnie można polować dopiero po uzyskaniu pozwolenia. Pokazałam dokument magowi, który przeniósł mnie do drugiego dystryktu.
Choć byłam tu już tyle razy i wiem jak się zachować, to wchodząc nadal czuję się niepewnie…
Wyjęłam z juków pegaza wysłużonego Fire Wanda i kazałam mu się schronić w bezpiecznym miejscu, a sama otuliłam się delikatną mgiełką Mana Shielda.
Przemykając w bezpiecznej odległości od roślin-ludożerców udało mi się zakraść wystarczająco blisko, żeby zaatakować pojedynczą bestię. Gdyby choć jedna z nich się zbudziła, urządziłyby piekło na ziemi swoimi Fireballami. Wzięłam głęboki oddech i rzuciłam pierwszego firebolta w stronę Sasquatcha, ale nie trafiłam w żadne krytyczne miejsce, jedynie drażniąc bestię. Zaczęłam się powoli wycofywać, odciągając go od grupy, co jakiś czas zasypując go fireboltami, ale ten był szybszy i już wkrótce pierwsze uderzenie wylądowało na shieldzie.
- Cholibka… Głupie to, silne, a do tego niezbyt podatne na magię.
Próbując skupić się na formowaniu ognistych pocisków nie miałam zbytnio czasu robić uników i czułam jak powoli opuszczają mnie siły. Na szczęście udało mi się trafić w kilka wrażliwych miejsc i parę fireboltów później bestia leżała martwa.
- No to teraz ta nieprzyjemna część… – powiedziałam wyjmując nóż.
Na szczęście serce nie było uszkodzone. Wiedziałam, że drugiego Sasquatcha już bym nie dała rady pokonać.
Po wyjściu z pegazem do głównego kompleksu usiadłam na chwilę, żeby odzyskać nieco sił i wytrzeć zakrwawione ręce, a w międzyczasie pozbierałam nieco leżących wszędzie kryształków i rosnących wkoło ziół.

Gdy już poczułam się wystarczająco dobrze, ruszyłam w stronę kopalni Hillwen. Tu sprawa była o wiele łatwiejsza. Żeby zdobyć szmaragdowe rdzenie wystarczyło porozbijać nieco bestii będących zlepkami szmaragdów napędzanych dziwną mocą. Takie rdzenie znajdują się nawet w najmniejszych z nich, choć w tych łatwiej je uszkodzić, ale na szczęście nie musiałam powtarzać wyczynu z Shyllien walcząc tym razem z Emerald Golemem.
Uganianie się za szczekającymi kawałkami szmaragdu zajęło mi około godziny, a potem kolejną godzinę spędziłam dłubiąc wiertłem w ścianie pierwszego piętra.

Kiedy brudna i wyczerpana wdrapałam się po trapie na statek do Uladh, nie marzyłam już o niczym więcej jak o kąpieli i wygodnym łóżeczku, ale najpierw musiałam się jeszcze udać do Tary, żeby zdać raport i oddać zebrane materiały do laboratorium.
Gdy weszłam do biura „Romualda”, jak kazał się nazywać, ten odesłał sekretarkę.
- Zdobyłam co chciałeś. I co teraz?
- To Ty powinnaś wiedzieć. Ja wiem tylko, że z tego co przyniosłaś już teraz można tworzyć potężną broń i chciałbym, żebyś mi pokazała pełny potencjał tego, co można osiągnąć z materiałami zdobytymi w walce z Apostołami.
Już chciałam rzucić w jego stronę wszystkim co miałam w rękach, ale udało mi się opanować. Przed wyjściem rzuciłam jedynie krótkim „niczego nie obiecuję”.

Gdy skończyłam wszystko pakować z powrotem do juków pegaza, odwróciłam się by wyruszyć w stronę Sen Mag i prawie zderzyłam się z Noki.
Spojrzała na mnie i zawołała:
- Denn? Jak ty wyglądasz!? To krew? Co się stało!?
- Nie martw się, nie moja. I powiedzmy, że były pewne komplikacje przy wypełnianiu nowych obowiązków…
- Może chciałabyś gdzieś usiąść, pogadać o tym?
- Dziękuję, ale to nic takiego. Poza tym jestem już zbyt zmęczona, a jutro pewnie znowu czeka mnie ciężki dzień… Muszę się po prostu umyć i wyspać. – a w myślach dodałam „i na razie wolałabym Cię do tego nie mieszać, przynajmniej póki nie uśpię czujności przeciwnika i nie dowiem się czegoś więcej…”

2 komentarze:

  1. Niice...
    Biedna sówka, czym sobie zasłużyła na taką służbę... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórym po prostu trafiają się trudne przesyłki :)
      I dzięki~

      Usuń