2015-12-23

Zapach Świerkowych Igieł

[tu będzie obrazek, jeśli uda się wszystkich obecnych przy stole zebrać w Tarze]

Kontynuacja opka Noki, Święta, Święta...

Ostrożnie stąpając, niemal nie zostawiając śladów na śniegu, na środek polany wyszła zakapturzona postać.
- Hm… Myślę, że już pora.
Czarownica, w jednej ręce trzymając księgę zaklęć, machnęła wandem nad głową. Już po chwili nad jej domem unosił się jasny obiekt w kształcie gwiazdki.
- Ten jeden dzień można im nieco ułatwić zadanie – uśmiechnęła się do siebie.

Już po chwili zmierzała w stronę kuchni, w której już od wczoraj Nelya przygotowywała świąteczne potrawy.
- Dzięki, że znalazłaś nieco czasu. Sama bym nigdy nie zdążyła. Nie wspominając, że Twoja kuchnia pewnie będzie wszystkim nieco lepiej smakować.
- Nie ma sprawy, Denn-san. Miło jest oderwać się czasem od szarej codzienności i spędzić nieco czasu wspólnie z bliskimi. A jeśli można przy tym wywołać uśmiech na ich twarzach, to tym lepiej.
- Daj znać, gdybyś czegoś potrzebowała, a ja idę dokończyć rozwieszanie dekoracji.
- Dobrze~ - uśmiechnęła się tylko, ale szybko musiała się odwrócić, bo w jednym z garnków omal nie wykipiały ziemniaki.

Zanim udało się wejść na pierwszy stopień drabinki, rozległo się głośne pukanie do drzwi. Jednak po otwarciu, na zewnątrz nie było widać nikogo.
- To gdzie te ciastka?
Czarownica spojrzała w dół, a tam ujrzała niebieskowłosą elficzkę.
- Witaj, Hizo.
- Uhm… Cześć. To jak z tymi ciastkami?
- Dopiero parę minut temu wstawiłam je do piekarnika. Nel ich pilnuje.
- Łeee… - mała wyglądała na wyraźnie niepocieszoną.
- Hm… Jeśli chcesz, możesz jej nieco pomóc, to może w nagrodę da Ci spróbować pierwszej partii.
Elficzka przez chwilę się zastanawiała, jakby szacując, czy nagroda jest warta zachodu.
- Nie bój się. Potrzebuje kogoś głównie do podawania przypraw i pilnowania ognia w piecu.
- Ach… Jak tak, to mogę jej pomóc – Hizo szybko zrzuciła buciki z nóg, pozostawiając je w nieładzie i pobiegła w stronę kuchni.
- Ech… Ta mała… - wzdychając Denn ułożyła buciki elficzki obok drzwi.

Denn wróciła na drabinkę i mogła wreszcie rozwiesić dekoracje. Pół godziny później znowu rozległo się pukanie do drzwi, a za drzwiami stała ledwo żywa, zasapana postać.
- Ufff~ Ufffffff~ Zdążyłem?
- Tak, jest dopiero parę osób. Dobrze, że udało Ci się dzisiaj wyjść, Luk.
- Taa… Chyba te 10k+1 podanie ich wreszcie przekonało, że nawet kapitanowi należy się dzień wolnego.
- Wejdź. Usiądź sobie przy kominku i odpocznij, a ja za chwilę przyniosę filiżankę herbaty.
- Dzięki.
- Luk… Buty… - czarownica spiorunowała go wzrokiem.
- Uhm… ups? c;
Alchemik ze sporym wysiłkiem zdjął buty i powłócząc nogami udał się do czytelni.

Gdy Denn stawiała filiżankę na stolik stojący obok fotela, dało się słyszeć cichutkie, nieśmiałe pukanie do drzwi.
- Uhm… Mogę wejść?
- Jeszcze się pytasz, Noki? Oczywiście, wchodź. – Czarownica przywitała gościa ciepłym uśmiechem.
- Jest już może Zail lub Lu- to znaczy kapitan?
- Dyrektor jeszcze nas nie zaszczycił swoją obecnością, a jeśli zdążysz, to może porozmawiasz z Lukiem zanim wyzionie ducha przy kominku.
- Ech!? A co mu się stało!?
- Z tego co widziałam, to tak bardzo mu zależało, żeby się nie spóźnić, że chyba zapomniał wsiąść na swój dywan i przebiegł całą drogę na nogach.
- Ech… Typowe…
- Hm… Zanim gdzieś wsiąkniesz, mogłabym cię prosić o pomoc?
- Ale pod tą postacią przecież nie dam rady ani nosić ciężarów, ani niczego dosięgnąć.
- Spokojnie. Trzeba tylko nakryć do stołu. Przez to całe zamieszanie nie miałam czasu go przygotować. Poproś Nel, to poda Ci talerze z szafek, a jeśli Hizo nie znudziła się jeszcze pracami w kuchni, to może pomoże Ci je nosić.
- No dobrze. Ale ostatni raz daję się tak wykorzystywać. - pomimo ostatnich słów nieco się rozchmurzyła. Po zdjęciu i regulaminowym ustawieniu butów pomaszerowała do dużego pokoju.
- Łaaaaadnie tu. I jak kolorowo. I te światełka~ – dało się tylko słyszeć z oddali.
Wzdychając, czarownica powiedziała do siebie:
- Może dzięki temu choć na chwilę przestanie myśleć o śmierci Zeta. Troszkę długo się tym już zadręcza, a mimo wszystko w Święta nikt nie powinien chodzić smutny.

Denn nie zdążyła odejść od drzwi, a rozległo się kolejne pukanie.
- Nareszcie raczył się Pan Dy-
Jednak za drzwiami zamiast elfa, stał raczej pokaźny człowiek ubrany w coś, co wyglądało jak pingwin z kocimi uszami.
Czarownica wpatrywała się tylko, nie będąc pewną, czy spytać co sprzedaje, czy zaprosić do środka.
- O, wujcio. - zawołała przechodząca elficzka
- Znasz go?
- Ta, to wujcio Yama. - powiedziała wciągając go do środka.
- Noki zależało, żebym też się pojawił. – odezwał się wreszcie donośnym głosem – Ty pewnie jesteś Dennou? Miło mi poznać.
Jak gdyby nigdy nic, zdjął buty i poszedł z Hizo do dużego pokoju, a Denn poszła za nimi.

Zaczęło się ściemniać, więc pozostali goście również się tam zebrali.
Gdy już wszyscy zdążyli złożyć sobie nawzajem życzenia i mieli razem siąść do stołu, rozległo się znowu pukanie do drzwi.
- Kogo teraz przywiało?
Czarownica otwarła drzwi, a za nimi stała wysoka postać w kapeluszu.
- To jak? Można już jeść? - odezwał się elf
- A już myśleliśmy, że Pan Dyrektor się nie zjawi…
- Hm? Przecież mag nie zjawia się ani zbyt wcześnie, ani zbyt późno, tylko wtedy, kiedy ma.
- A nie wspominał Pan ostatnio czegoś o nowej siostrze? Jakoś jej nie widzę.
- Ano… Zgubienie Risy w tym lesie nieco mi zajęło – mag wyglądał na zadowolonego z siebie
- Ech… Złośliwy, jak zawsze.
- Ja? Naaah… Początkowo chciałem przybić Ice Spearem do drzewa.
Denn wolała już nie komentować. Stwierdziła, że później pośle Lu, żeby jej poszukał.

Wreszcie usiedli wszyscy razem do stołu i zawołali radośnie „Wesołych Świąt!”

Noki, dzięki za pomysł~

1 komentarz: