2015-07-18

Pod Powierzchnią cz.2

Straciłam poczucie czasu. Nie wiem, czy minęło parę sekund, czy kilkanaście minut, ale po chwili jaskrawe światło zaczęło łagodnieć. Przede mną zaczęła się wyłaniać smukła, wysoka postać o jasnych włosach.

- Nao!?
- Dawno się nie widziałyśmy, Dennou. Jak Ci się układa życie w Erinn?
- Erm... Co się stało? Co ja tu robię?
- Cichol próbował otworzyć przejście do innego świata. Chciał się pozbyć z Soul Streamu wszystkich Milletian bez konieczności ich zabijania. Podrzucił wam zaklęcie-pułapkę, które wraz z zaklęciami z waszego archiwum miało doprowadzić do kontrolowanego rozdarcia Soul Streamu, ale stracił nad nim panowanie...
- Cz-czyli to koniec Erinn?
- Niezupełnie. Można wszystkiemu zapobiec, ale... nie będzie łatwo. Istnieje specjalne zaklęcie tarczy, która jest tak silna, że wszystko co znajduje się wewnątrz niej zaczyna tworzyć oddzielną rzeczywistość. Jest nieco zbyt niebezpieczne, żeby używać go w normalnych warunkach, ponieważ może zachwiać równowagą światów, ale sądzę, że użycie go w tej sytuacji jest uzasadnione. Nie wolno mi przekazać Ci szczegółów. Jedyną osobą, która zna zaklęcie i może Ci pomóc, jest Stewart.
- Chwila... Jak to ma ochronić Erinn, skoro już nie istnieje?
- I tak, i nie. Erinn, z którego pochodzisz przestało już istnieć. Nawet w tej chwili skupiam niemal całą uwagę na podtrzymaniu istnienia tego miejsca. Jednak energia zaklęć była tak wielka, że rozdarcie rozciąga się nie tylko na przestrzeń, ale i czas - resztkami sił mogę Cię odesłać do początku dnia, w którym doszło do katastrofy. Jedyny warunek jest taki, że pod żadnym pozorem Ty z przeszłości nie może rozpoznać obecnej Ciebie. Skończyłoby się to katastrofalnie dla obu z was i nie tylko. Czy i tym razem Erinn może na Ciebie liczyć?
- N-no, dobrze. Tylko dlaczego akurat-

Zanim zdążyłam dokończyć zdanie, oślepił mnie jasny błysk światła, a po chwili poczułam twardą podłogę pod nogami. Zdezorientowana zrobiłam krok w tył, potknęłam się o drabinkę i przewróciłam na jeden z regałów, przewracając go i robiąc straszny hałas.
- Ugh... Niech Ci będzie, Nao. Tylko mogłabyś nieco lepiej celować...
Usłyszałam jakiś szum z korytarza. Wstałam całą obolała i szybko schowałam się za drzwiami. Obserwowałam samą siebie, jak zaspana badam zajście.
- No tak... To by wyjaśniało jak całkiem solidny regał mógł się zepsuć, choć nie miał kontaktu z Ferghusem... - pomyślałam.
Wiedząc, że mam chwilę czasu, zdołałam się wymknąć na korytarz. Zegar zaczął bić w chwili gdy koło niego przechodziłam, więc wybiegłam jak najszybciej, potykając się o kota.

Wiedząc o zakorkowanych drogach wybrałam nieco mniej uczęszczane trasy, więc dość szybko dotarłam do Dunbratonu. Jak zwykle wszyscy zjeżdżają się na ostatnią chwilę. Gdzieniegdzie stało tylko parę osób, które wiecznie udają żywe posągi.
Wbiegłam szybko do szkoły. Nie próbując nawet złapać oddechu od progu zaczęłam mówić:
- Zaklęcie tarczy ... tej zakazanej ... losy Erinn ... mało czasu ...
Przez chwilę się zastanawiał, ale powiedział:
- Nie mam pojęcia skąd o niej wiesz, ale wiem, że nie pytałabyś o nią, gdyby sprawa nie była poważna.
Sięgnął do jednej ze swoich bezdennych kieszeni i wyjął bardzo stary zwitek papieru.
- Tu jest wszystko opisane. Zaklęcie i tak jest jednorazowego użytku. Zwój najprawdopodobniej się rozpadnie podczas rytuału, a nawet jeśli nie, to będzie już zupełnie nieczytelny. Tylko uważaj na siebie, bo zaklęcie wymaga ogromnego skupienia i - spojrzał na mnie wahając się przez chwilę - pochłania ogromne ilości many.
- Dam radę ... nie mam wyboru... - "W końcu od tego wszystko zależy" pomyślałam.

Po wyjściu ze szkoły postanowiłam nieco odsapnąć przed bankiem. Jednak zanim dotarłam do schodków zauważyłam siebie, idącą ulicą i zupełnie nie przejmującą się nadjeżdżającym wozem.
- Co ja wyprawiam? Przecież ten idiota za chwilę mnie przejedzie!
Spanikowana naciągnęłam na głowę kaptur, najsilniej jak mogłam i zaczęłam biec w swoim kierunku. Uderzyłam w siebie najmocniej jak potrafiłam, po czym schowałam się koło wieży.
- Uff... Wygląda na to, że się udało. Wiem, że teraz tego nie docenisz, ale-
- Cześć Denn - usłyszałam zza pleców znajomy głos - chowasz się przed kimś?
Po plecach przeszły mi dreszcze. No tak... Miałam się tu spotkać z Zetem.
- E... N-nie, wszystko w porządku - powiedziałam stając przed nim tak, aby zasłonić ulicę.
- Skoro tak uważasz... Masz tu książkę, którą znalazłem niedawno w Irii.
- Ach, dzięki. Chętnie bym porozmawiała, ale trochę mi się dzisiaj spieszy... Na pewno Ci się kiedyś odwdzięczę - powiedziałam chowając książkę do kieszeni robe.
- No, ok - pochmurniał nieco i udał się w kierunku Manusa.
- Wybacz, Zet - powiedziałam cicho do siebie - chciałabym Ci wszystko wyjaśnić, ale nie bardzo mogę...
Odwracając się w stronę ulicy zauważyłam, że właśnie skończyłam zakupy u Waltera i idę w tą stronę. Tylną uliczką przemknęłam się do bramy i natychmiast ruszyłam w stronę Taillteann. Po drodze zdążyłam nabazgrać na kawałku papieru "Musimy się natychmiast spotkać pod altarem - Denn" i wysłałam ją sową do Bercheda.

Gdy wreszcie dotarłam na miejsce, Berched już tam czekał.
- Katastrofa... Ewakuuj wszystkich ... poza mną ... tak ma być ... szybko ... Zaufaj mi ...
Ten patrzał na mnie jak na opętaną.
- Nie wiem co Ci się dzisiaj przyśniło młoda damo, ale nie widzę powodu dla którego miałbym odrywać wszystkich od pracy. Mamy spore zaległości. Przyszedłem tutaj myśląc, że miałaś jakiś ważny-
Nie przejmując się monologiem zrobiłam głęboki wdech. Zaczynając medytację uspokoiłam myśli i oddech. Spokojnie zaczęłam czytać zawartość zwoju, a wokół budynku zaczęła powstawać bańka many. Palcem pokazałam unoszące się kłęby błękitnego dymu, a Berched pobladł i natychmiast zaczął recytować zaklęcie teleportujące. Obok mnie kolejno zaczęli pojawiać się współpracownicy, a gdy ostatni został przeteleportowany, bańka many została ukończona.
W chwilę po tym bańka stopniowo zaczęła się rozmazywać, jakby się rozdwajała. Sprawiała wrażenie, jakby jej wnętrze było widać podwójnie. Gdy skończyłam czytać, jedna z nich się zapadła, a druga po prostu pękła, pozostawiając wszystko wewnątrz w nienaruszonym stanie.
- Całe szczęście... - to wszystko zdążyłam powiedzieć, zanim zemdlałam.

- Oho, najwyższa pora - obudziłam się i usłyszałam znajomy głos - Już zaczynałem się martwić, że się nie obudzisz. Berched przyniósł Cię tutaj, nie mając pojęcia co się stało.
Ocknęłam się w dobrze mi znanym miejscu. W końcu jako mała dziewczynka często tu trafiałam. Na mojej głowie leżała dłoń Manusa, a po zaklęciu tarczy nie pozostał żaden ślad, nawet w mojej pamięci.
Nagle przez drzwi wpadła Noki.
- No, wreszcie Cię znalazłam! Gdzieś Ty się podziewała!? Od tygodnia się nie pojawiasz na spotkaniach gildii, nie odpowiadasz na sowy... Co ja mam z Tobą zrobić!?
Naciągnęłam tylko koc na nos, mamrocząc coś w stylu - itakminieuwierzysz...
- Deeeennn~! Ile razy mam powtarzać-
Przestałam słuchać jej kazań. Pod kocem tylko się uśmiechnęłam, szepcąc - dziękuję, że się martwisz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz